Napadło męża na wspominki. Zdjęcia wyciągnął, przeglądał, opowiastki ze szkolnych ław zaczął prawić przy kolacji... Tak mnie tym swoim gadaniem ogłupił, że palnęłam bezmyślnie:
- To zorganizuj spotkanie.
- No ale gdzie?
- Jak gdzie? Tutaj, w domu. - brnęłam dalej, najwyraźniej pod wpływem jakiejś podanej mi wbrew woli substancji - Miejsce jest, pogoda ładna, to sobie pogrilujecie w ogrodzie, trzeba wykorzystać to mieszkanie, skoro jest okazja...
- A wiesz, że masz rację? - odpowiedziało mi moje słodkie połowie i wtedy dopiero skojarzyłam, że chyba udupiłam się na amen.
Przygotowania trwały trzy tygodnie. Przez osiemnaście dni mąż skrzykiwał wszystkich swoich kolesiów ze szkolnej ławki, w pozostałe trzy dni ja wyczyściłam altanę, złożyłam i wymyłam stół, wyszorowałam krzesła, taras i pralkę, przesadziłam kwiaty, zgarnęłam i wywaliłam liście, przygotowałam bakłażany, cukinie, pomidory, ziemniaki i tiramisu. Dla dwudziestu chłopa.
Mąż zrobił zakupy.
Chłopaki przybyli, piec rozpalili, zjedli, popili, pogadali, podziękowali i poszli.
Mąż padł wyczerpany na tapczan, jak nic emocje go zmogły.
A ponieważ chłopaki obżarli się kupą mięcha i chlebem, pozostała mi całkiem pokaźna ilość pozostałości, między innymi około sześciu kilogramów ziemniaków, z piętnaście kawałków żeberek (ale kiełbaski i befsztyki to już poszły wszystkie), dwie salatery pomidorów i rucoli, butelki z koktajlem...
Szaradę robiłam w lodówce przez bite dwie godziny, ale w końcu udało mi się wcisnąć co do ostatniego żeberka. Wonder Women, kurna, oouyeah! Duma tak mnie rozparła, że aż zmarszczki mi wylizało.
Jednym słowem: zapchałam doszczętnie lodówkę.
Tak doszczętnie, że rano zastałam w kuchni męża, wzrok zamglony, ręka drżąca, zagubiona poza z kartonem w łapie:
- I gdzie ja mam teraz wstawić mleko?!
Odziedziczony w spadku pokolacyjnym dziesięciolitrowy baniak z winem daje mi mnóstwo satysfakcji i tłumaczy, jakim cudem mój towarzysz życia nadal mi towarzyszy.
A przepis na zarąbiste tiramisu jest tu:
http://joemonster.org/phorum/read.php?f=32&t=9539#9539
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą