Wielu ocenia to dzisiaj jako tylko takie „wprowadzenie” do ogłoszenia w miesiąc później radosnej wieści o podjęciu decyzji budowy metra w Warszawie. Trudno się z tym nie zgodzić, zważywszy, że taką decyzję podejmowano już w 1938 roku, czego konsekwencje nie dały na siebie długo czekać. Wprawdzie wówczas najpierw ogłoszono, a dopiero potem nastąpiło nieszczęście, to jednak odwrotnie zdarzyło się również w roku wyborczym 1995, kiedy to najpierw nastąpiło nieszczęście, a później ogłoszono starania o zorganizowanie Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Zakopanem.
Tymczasem Janusz Kurtyka, szef Instytutu Pamięci Narodowej nie ukrywa swojego przeświadczenia o udziale Wojciecha Jaruzelskiego w grudniowych wydarzeniach osiemdziesiątego pierwszego roku. „To oczywiste, że generał jest tym, za kogo go uważamy”, mówi z przekonaniem.
Inaczej rzecz ujmuje sam Jaruzelski, który twierdzi, że on sam nie jest tym za kogo się uważa i że musiał podjąć decyzję o budowie metra w obawie przed wjechaniem do kraju moskiewskiej kolei podziemnej. „Musiałem tak postąpić na wypadek gdyby Rosjanie wjechali, a już zwłaszcza, gdyby tak się nie stało”, stwierdza generał. „Poza tym w tamtych dniach po Warszawie poruszały się tylko czołgi i czasem trzeba było czekać ponad godzinę, zanim któryś nadjechał. A to, że widziano mnie 13 grudnia na ekranach telewizorów w mundurze, w ściśle określonej dekoracji, jeszcze o niczym nie świadczy. W tamtym czasie wszyscy występujący w telewizji byli umundurowani, nawet prognostyk pogody”.
Obrońcy generała twierdzą, że co najwyżej można mówić o domniemaniu jego udziału we wprowadzeniu stanu wojennego. „Nie ma wystarczającego materiału dowodowego”, mówi jeden z nich. „Kilka notatek, fragment ulotki, pojemnik po gazie łzawiącym, jakaś piosenka o dekrecie stanu wojennego i bojkotowanie przez dawną opozycję warszawskiego metra, to zdecydowanie za mało”.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą