Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Utrzymywanie się gwiazd przy życiu zabija rock and rolla

34 150  
13   14  
Kliknij i zobacz więcej!Megalomaniak, ignorant, arogant lub błyskotliwy dziennikarz. Można go kochać lub nienawidzić, a jego dociekania są na tyle niezwykłe, że wciągają nawet jego przeciwników. Uwielbiamy go za to.

Jeremy Clarkson: Muszę wyznać, że gdy usłyszałem o zamiarze Morrisseya, który chciał reaktywować zespół New York Dolls na koncert w Londynie tego lata, odrobinę ściągnąłem brwi.

Gdy Dollsi spotkali się we wczesnych latach 1970., nie dysponowali absolutnie żadnymi muzycznymi umiejętnościami. Żaden z nich nie umiał śpiewać, żaden z nich nie umiał na niczym grać i być może właśnie dlatego żadna z wypuszczonych przez nich płyt nie okazała się czymś, co można by określić mianem komercyjnego sukcesu.

Jednak dziś wielu postrzega ten zespół jako jeden z najważniejszych elementów rockandrollowej układanki.
W skrócie, przypisuje się im rolę pomostu między glam a punk rockiem - to oni zapłodnili twórczo grupy takie jak Sex Pistols i Clash w Anglii oraz Ramones i Television w Ameryce.

Byli punkami zanim wynaleziono punk rock, tak więc namawiając ich do występu w pełnym składzie, Morrissey postępował ze wszech miar słusznie i właściwie. Intrygowało mnie jednak, jak zamierza tego dokonać, bo, mówiąc wprost, większość Dollsów już nie żyje.

Pierwszym, który odszedł, był perkusista Billy Murcia. Występując z zespołem, który był supportem podczas angielskiego tournee Roda Stewarta, doszedł do wniosku, że byłoby fajnie zrobić sobie koktajl z szampana i metakwalonu. Gdy był nieprzytomny, jego fani zanurzyli go w zimnej kąpieli i wlali mu do gardła tyle kawy, że się po prostu utopił.
Niezrażeni tym faktem Dollsi zastąpili go gościem o nazwisku Jeny Nolan, który faktycznie umiał grać na perkusji. To jednak doprowadziło do tylu awantur, że Nolan opuścił zespół i przeprowadził się do Szwecji, gdzie zmarł na zapalenie opon mózgowych.

Tymczasem, pogrążony w narkotykowej zamieci, ducha wyzionął gitarzysta Johny Thunders, co znów przywiodło mi na myśl występ w Londynie w reaktywowanym składzie. Kto tak naprawdę miałby wyjść na scenę?

Okazało się, że na scenę wyszedł Arthur "Killer" Kane, który w zespole od początku grał na basie, ale ledwo się trzymał na nogach. Był zupełnie łysy i najprawdopodobniej pod wpływem silnych środków odurzających. Uznano to za normalne. We wczesnym okresie działalności zespołu, Kane często bywał tak bardzo pijany, że musiał udawać nawet swój brak umiejętności grania na basie, podczas gdy jego partię wykonywał pracownik techniczny ukryty za kolumną głośników.

Występ Kane’a nie był jednak normalny. Niestety, "Killer" był chory na białaczkę i w zeszłym tygodniu również i on przeniósł się na tamten świat.

Na kanale ITV pokazują często programy dokumentalne z cyklu "Najniebezpieczniejsze zawody świata", trudno jednak wyobrazić sobie zajęcie bardziej ryzykowne od bycia członkiem zespołu New York Dolls. Tak naprawdę, to w porównaniu z graniem w jakimkolwiek zespole w latach 1960 i 1970, dziewiętnastowieczne prace przy drążeniu tuneli wydają się całkiem bezpieczne. Zespół The Who stracił basistę i perkusistę, a The Beatles gitarzystę i twórcę piosenek. Może te dwie grupy powinny się połączyć i utworzyć zespół The Whotles, albo lepiej: The Hootles. Jest to pewien pomysł.

Odeszli też Phil Lynott, Janis Joplin, Jimi Hendrix, John Bonham, Jim Morrison, Marc Bolan, Eddie Cochran, Brian Epstein, Duane Allman, większość grupy Lynyrd Skynyrd, Cozy Powell, Alex Harvey, Ricky Nelson, Pete Ham i Tom Evans z AC/DC, połowa zespołu Grateful Dead, Chas Chandler, Johnny Kidd, Rory Gallagher, James Honeyman-Scott i Pete Farndon z grupy Pretenders, John Belushi, Elvis, Patsy Cline,  Brian Jones,  Stevie Ray Vaughan, Terry Kath z Chicago oraz Sid Vicious. Nawet Carpentersi nie stanowili spokojnej przystani. Spośród 321 znanych muzyków, którzy w epoce świetności rock and rolla przedwcześnie zmarli, 40 na tamten świat zabrały narkotyki, 36 popełniło samobójstwo, a powalająca liczba 22 rozbiła się w samolotach bądź helikopterach. Trzydziestu pięciu zginęło w wypadkach samochodowych, 18 zamordowano, 9 utopiło się we własnych wymiocinach, a 5 we własnych basenach. Chwytając za gitarę w 1972 roku w Londynie narażano się na większe niebezpieczeństwo niż chwytając za karabin w 1942 roku w Stalingradzie. Wtedy, przychodząc do domu po lekcjach i oznajmiając, że zamierzasz zostać kierowcą formuły jeden, wywoływałeś u mamy westchnienie ulgi: "Bogu dzięki, że nie chcesz grać w jakimś zespole".

Dziś jednak wygląda to inaczej. Pomijając godny odnotowania i szlachetny zarazem przypadek Kurta Cobaina, który za pomocą strzelby rozbryzgał po całej ścianie wszystko, co siedziało w jego głowie, oraz Michaela Hutchence, który wybrał się na spotkanie ze swoim Stwórcą z pomarańczą w ustach, współczesne gwiazdy rocka najwyraźniej cieszą się całkiem niezłym zdrowiem.

O ile się orientuję, żaden z członków Duran Duran jeszcze nie umarł i gdy ostatnio oglądałem Busted, wszyscy wciąż żyli. Pink też jest w formie.

Nawet gościom z Oasis udaje się trzymać z dala od własnych basenów.

Być może na tym polega problem współczesnej muzyki. Być może zmniejszająca się liczba słuchaczy Radio 1 i kurcząca się sprzedaż płyt mają coś wspólnego właśnie z brakiem takiego ryzyka. Dawno temu, w 1975 roku, pędziłem co tchu, by zobaczyć jakiś zespół na żywo, częściowo dlatego, że pociągała mnie energia wyzwalana podczas koncertów, a częściowo - być może podświadomie z powodu przeczucia, że do końca następnego tygodnia wszyscy grający w nim muzycy będą już martwi. I na ogół byli.

Tego wszystkiego nie można się spodziewać po Willu Youngu. Widziałem jego występ na festiwalu muzyki w Cornbury w zeszłym tygodniu i mimo że jego piosenki były bardzo udane, wcale nie sprawiał wrażenia, że następnego dnia będzie można go znaleźć w hotelowym pokoju pełnym dziwek i kokainy.

Postrzegam go jako wzór do naśladowania dla mojej 10-letniej córki. Ale i tak myślę, że wolałaby, żeby naćpał się heroiną i wleciał swoim prywatnym odrzutowcem w jakąś rafinerię.
1

Oglądany: 34150x | Komentarzy: 14 | Okejek: 13 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało