Podobno każdy w życiu od czasu do czasu potrzebuje trochę zaskoczenia. Jeśli również macie w życiu taką potrzebę, to dobrze trafiliście, bo tutaj zaznacie go całkiem sporo.
Mapa – jaka jest – każdy widzi. A jednak niektórzy widzą w niej więcej… Czasem nawet więcej niż znajduje się na niej w rzeczywistości.
#1. Śniadanie, obiad i kolacja
Podczas gdy w jednej części Rosji zajadają się już kolacją, w drugiej dopiero zasiadają do śniadania. Co prawda nie ma to większego znaczenia, bo u jednych i drugich i tak będą ziemniaki… ale jednak 11 stref czasowych może robić wrażenie. Co najmniej z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że Rosja rozciąga się na ponad 9 tys. kilometrów i jeszcze jej mało. Drugi natomiast taki, że pod względem liczby stref czasowych i tak zostaje w tyle.
Podczas gdy w Rosji sprawdzają, czy ziemniaki już się dogotowały, we Francji zawsze jest pora na wino. I nie jest to, bynajmniej, złośliwe nawiązywanie do stereotypowych skłonności Francuzów do popijania, a fakt wynikający właśnie z mapy. Kolonialne pozostałości dawnej Francji rozsiane są po całym świecie, co przekłada się na łączną liczbę stref czasowych. Tych jest razem dwanaście, a więc – pomimo znacznie większej powierzchni – Rosja musi na tym polu ustąpić pierwszeństwa Francuzom.
Podział na strefy czasowe ma swoje konkretne uzasadnienie – m.in. pozwala w taki sposób „zorganizować” funkcjonowanie ludzi na danym obszarze, by w jak największym stopniu mogli korzystać ze światła dziennego. To racjonalny argument i – podobnie jak wiele innych racjonalnych argumentów – kompletnie nie ma zastosowania w Chinach. Pomimo że kraj ten jest równie „szeroki” jak USA, na całym jego terytorium obowiązuje zaledwie jedna strefa – i czy na wschodzie, czy na skrajnym zachodzie, zegarki należy ustawiać wedle tego, co wskaże Pekin.
Pomiędzy Samoa a Samoa Amerykańskim nie ma nawet stu mil odległości. Jest za to cała doba różnicy czasowej – godzina ta sama, tylko dzień się nie zgadza. To zasługa specyficznej hawajsko-aleuckiej strefy czasowej, która nie została wyznaczona zgodnie z prostymi bądź w miarę prostymi liniami, a w sposób znacznie bardziej skomplikowany, tak aby porozdzielać „wyspy zachodnie” od „wysp wschodnich”. Tym samym Samoańczycy, w zależności od tego, w którym miejscu akurat przyszło im żyć, mogą witać Nowy Rok jako pierwsi… lub jako ostatni. A dysponując łódką i odrobiną chęci, jako jedni i drudzy.
Za mało rodzi się dzieci? A może ludzi jest już aż nadto – i jedynym argumentem przemawiającym za dalszym rozmnażaniem się jest podtrzymywanie skazanego na porażkę systemu emerytalnego? Te ciekawe rozważania odłóżmy np. na wigilię, a tymczasem zajmijmy się faktami. Teksas jest drugim pod względem powierzchni stanem USA. Zamieszkuje go ok. 30 milionów osób, czyli… zdecydowanie mniej niż by mogło. Gdyby przyjąć gęstość zaludnienia charakterystyczną np. dla Nowego Jorku, w Teksasie zmieściłby się niemal cały świat (niemal – bo ze względu na stale rosnącą populację trzeba będzie jeszcze pożyczyć fragment Arkansas).
Ponad 200 tysięcy kilometrów – ale ile dokładnie, tego nie sposób określić. Nie znalazł się jeszcze śmiałek, który zdołałby to policzyć… a przynajmniej za drugim podejściem otrzymać taki sam wynik jak za pierwszym. O czym mowa? O najdłuższej linii brzegowej na świecie, którą to może oficjalnie pochwalić się Kanada. Przebija pod tym względem Norwegię czy Australię – a przy okazji pokazuje, że tego rodzaju wyliczenia nie do końca mają sens. Jeśliby bowiem przyjąć odpowiednio dużą dokładność, można by szybko dojść do wniosku, że nawet linia brzegowa wyspy Wolin dąży do nieskończoności.
Skoro już mowa o Australii… Gdyby ktoś zastanawiał się, dokąd udać się na wakacje – wygląda na to, że właśnie Australia jest wymarzonym miejscem. To zasługa bagatela niemal 10,7 tysiąca plaż, co oznacza, że chcąc spędzić na każdej z nich choć jeden dzień, trzeba by poświęcić ponad 29 lat. Byłyby to z pewnością przyjemne trzy dekady, niemniej jednak gdzieś w okolicy szóstego tysiąca mogłoby już zacząć się nudzić. W razie potrzeby wyskoczyć można do Nowej Zelandii – choć nie będzie wcale tak blisko, jak może się wydawać. Oba kraje dzieli dobre 1600 kilometrów oceanu. Trochę za dużo, by popłynąć wpław.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą