Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Podziękowanie na koniec mszy, toksyczny związek i inne anonimowe opowieści

40 344  
169   123  
Dziś przeczytacie m.in. o uwikłaniu w toksyczny związek, podziękowaniu na koniec mszy i rodzinie dopytującej o dzieci, będzie też mama krawcowa i obrażalski ojciec.


#1.

Nie jest łatwo to przyznać, ale od prawie 7 lat jestem uwikłana w toksyczny związek, z którego nie potrafię się wydostać. Wspólnie wychowujemy 5-letnie dziecko i mieszkamy razem od 6 lat. Przyjęłam na siebie ciężar upokorzeń, aby utrzymać ten związek przy życiu. Mój narzeczony dodatkowo walczy z nałogiem narkotykowym i aktualnie jest w tygodniowym ciągu. Nie stosuje przemocy fizycznej, ale zaczął wykorzystywać mnie finansowo, przepalając nasze całkiem spore oszczędności i obiecując zwrot w poniedziałek. Aktualnie jest na mieście, flirtując z innymi kobietami, czym podzielił się ze mną przez telefon, a ja w tym czasie siedzę w domu z naszym dzieckiem.

Jeśli ktoś mnie zapyta, czy go kocham, bez wahania odpowiem, że tak. Lecz szczerze mówiąc, chciałabym przestać. Tym bardziej że dwa miesiące temu usłyszałam od niego, że sam nie wie, czy to jeszcze miłość, czy już tylko przyzwyczajenie, co tłumaczy jego zwlekanie z tematem ślubu.

Często myślę o tym, jak licho się czuję z faktem, że na to wszystko pozwoliłam.

#2.

Gdy miałam jakieś 5-6 lat i chodziłam do kościoła z rodzicami, pod koniec mszy zawsze słyszałam, jak ksiądz mówi: „Idźcie w pokoju Chrystusa”, a wierni odpowiadają: „Bogu niech będą dzięki”. Myślałam, że są znudzeni mszą tak jak ja i że myślą sobie „Bogu niech będą dzięki, że to już koniec tej nudnej mszy”.

#3.

Jestem w związku od 10 lat, po ślubie od 6, oboje przekroczyliśmy trzydziestkę. Kupiliśmy dom, dobrze zarabiamy, nic więc dziwnego, że obie nasze rodziny coraz częściej zadają TE pytania. Czyli kiedy dzieci. Słyszymy je przy każdym rodzinnym spotkaniu. Dlatego zdecydowaliśmy się w końcu im powiedzieć wprost, że nie możemy mieć dzieci. Próbowaliśmy, nic z tego nie wychodziło, poszliśmy do lekarza, zrobiliśmy badania i usłyszeliśmy werdykt. Wszyscy nam współczują, jest im przykro.
A prawda jest taka, że po prostu nie chcemy mieć dzieci. Wiedzieliśmy o tym od samego początku naszego związku i nic się przez te 10 lat nie zmieniło. Mamy inne potrzeby i priorytety, ja nie odczuwam instynktu macierzyńskiego i po prostu dzieci nie są nam potrzebne do szczęścia.

Mamy też dwa małe sekrety, o których nikt nie wie i nigdy się nie dowie.
Pierwszy, to że byłam już raz w ciąży i dokonałam aborcji. Podjęliśmy tę decyzję z moim, jeszcze wtedy, narzeczonym bez chwili wahania. Mieszkamy w kraju, w którym jest to nie tylko legalne, ale i darmowe. Żadnych problemów, żadnych pytań, żadnych powikłań. Po wszystkim ogromna ulga i łzy szczęścia.
Drugi sekret, to że zaraz po tym, mój partner zdecydował się na wazektomię. Nie chcieliśmy więcej wpadek tego typu (bo owszem, to była wpadka, używaliśmy antykoncepcji, ale najwidoczniej zawiodła), jesteśmy pewni, że nigdy nie będziemy chcieli mieć dzieci, więc to również nie była trudna decyzja.

Nasze rodziny są bardzo religijne i konserwatywne, z trudem zaakceptowali to, że zamieszkaliśmy ze sobą przed ślubem, więc nie ma opcji, by zrozumieli, że nie chcemy dzieci. Przynajmniej przestali w końcu dopytywać. W ogóle unikają tego tematu jak ognia, po powiedzieliśmy im, że jest on dla nas bardzo bolesny.
Marzy mi się, by ta polska mentalność kiedyś się zmieniła. By ludzie zrozumieli, że nie każdy chce mieć dzieci.

#4.

Moja mama po znajomości szyła sukienki w naszej wiosce, więc kiedy nadchodził okres komunii, to miała naprawdę dużo pracy. Ja, uczynny chłopak, widziałem jak ślęczy po nocach i postanowiłem zrobić wszystko, żeby jej jakoś pomóc. Okazało się, że rzeczywiście mogę pomóc, jednak moje 8-letnie poczucie męstwa bardzo mocno walczyło z jej propozycją... no ale czego nie robi się dla mamy.

Żeby mogła sprawdzić, czy wszystko jest dobrze uszyte... chodziłem po domu ubrany w komunijne sukienki moich koleżanek.

#5.

Mogłoby się wydawać, że mam idealne życie. Duże mieszkanie bez kredytu, nowe auto, męża, dwójkę dzieci, ale mimo wszystko mam wszystkiego dość. Mój mąż bardzo dużo pracuje, od rana do późnej nocy, a jak nie pracuje, to ogląda podcasty o kryptowalutach i innych inwestycjach. Zawsze mu mało i marzy mu się, że zarobi kupę kasy i za 3 lata przejdzie na emeryturę, ale jakoś gdy sugeruję, by zmienił pracę i klikał w komputerze przez 8 godzin dziennie, a nie 12, to już skory nie jest.
Przez to wszystko ja zdecydowałam się na 3/4 etatu, by móc ogarnąć dom i zająć się dziećmi. Ale jak to w korporacji, obowiązków mam na cały etat i muszę się z tym wyrobić do 14, bo potem obiad, przedszkole, place zabaw czy zajęcia dodatkowe. Do wieczora cały czas w biegu, nie mam paru minut dla siebie.

Dzieci jak to dzieci, czasem nie słuchają i nie ma znaczenia, ile razy proszę o coś, wystarczy, że tylko trochę podniosę głos, to mąż od razu się uaktywnia z „nie krzycz na dzieci”. Takie teksty działają na mnie jak płachta na byka, bo reaguje jakby to co robię było najgorszym możliwym przewinieniem, równocześnie nigdy nie zwróci uwagi dzieciom, żeby mnie nie ignorowały itd. Generalnie mam wrażenie, że wszystko co zrobię jest poprawiane i krytykowane, a nigdy pochwalone czy docenione. To nie jest tak, że on nic nie robi, bo sprzątanie spada głównie na niego, bo ja już się wycofuję, wiedząc, że i tak to co zrobię będzie niewystarczające.

Ostatnie tygodnie jest mi mega ciężko, złapałam jakiegoś doła i nie mogę się ogarnąć. Wielokrotnie wspominałam mężowi, że czuję się niekochana i osamotniona, że brakuje mi czułości, że nie pamiętam kiedy ostatni raz mnie pochwalił, ale wtedy on milknie. Wiem, że rozmowy o uczuciach sprawiają mu problem, ale czy to normalne, że nie mogę polegać na mężu? Czy ja mam za duże wymagania, by najbliższe mi osoba mnie przytuliła czy wykazała się minimalną inicjatywą, by zrobić mi przyjemność? On potrafi to robić w stosunku do dzieci, ale nie wobec mnie. Naprawdę się staram, ale już nie wiem co mam robić…

#6.

Mam koleżankę, której mama niedawno umarła na raka. Jakoś parę dni po pogrzebie zaprosiłem ją do mnie. O dziwo, przyszła dosyć radosna, tak jak gdyby nigdy nic się nie stało. Gadaliśmy o różnych rzeczach, a ja starałem się nie nawiązywać ani nie mówić o rzeczach, które mogłyby się jej kojarzyć z ową tragedią. Gdy powoli kończyły się tematy do rozmów, zaproponowałem film. Podałem parę tytułów i koleżanka wybrała „Strażników Galaktyki”.
No bardzo fajnie.
Na samym początku filmu głównemu bohaterowi umiera mama na raka... Najgorsze 5 minut ever.

#7.

Wyznanie o tym, że nie trzeba mieć ojca pijaka czy damskiego boksera, żeby żałować, że się go ma.

Jako dziecko nienawidziłam, gdy ktoś z rodziny (np. babcia) tłumaczył mi, że nie mogę uważać, że mój tata jest zły, ponieważ on zarabia na moje utrzymanie i zapewnia mi dach nad głową. Denerwowało mnie to, ponieważ dobrze to wiedziałam i nie potrzebowałam, aby ktoś mi o tym bez przerwy przypominał. Ale... uważałam dorosłych za... ograniczonych. Mój tata to osoba, która nie potrafi okazywać uczuć, wręcz uwielbia dokuczać, rzucać wrednymi komentarzami i krytyką, w dodatku często wywołuje kłótnie o błahe sprawy, a od paru lat również się obraża. Wszyscy jednak starają się tego nie widzieć, bo „przecież on nawet w weekendy pracuje dodatkowo, żeby wam podręczniki kupić do szkoły”. Tylko powiedzcie mi, jak można dawać sobą pomiatać z takiego powodu? On jest panem tej rodziny. Wszyscy uważali mnie i nadal uważają za to najgorsze dziecko w rodzinie, bo tylko ja mu się sprzeciwiam. Nie myślcie, że celowo wywołuję awantury. Zawsze próbuję dojść z nim do porozumienia, pójść na kompromis, tłumaczę mu różne rzeczy. Wtedy zaczyna się wrzask, bo musi być tak jak on chce, nie inaczej. Zapytam dlaczego... BO TAK. Autentycznie. Nie mogę znieść takich ludzi, a z jednym takim żyję już 20 lat.

Zawsze wojna z nim musi się skończyć na przeproszeniu JEGO. Nawet jeśli to jego wina i to on zrobił coś komuś. Rok temu podczas jazdy samochodem wyrzucił mnie z niego (właściwie kazał WYPIERDALAĆ), bo w czymś się z nim nie zgadzałam i kazał mi wracać jakimś innym transportem. Wyobraźcie sobie, że jak wróciłam do domu, dowiedziałam się, że jest obrażony. Dlaczego? Bo wysiadłam. Nie zamierzałam go przepraszać. Przeszło mu po trzech miesiącach, ale to nadal delikatny temat.
Miesiąc temu znów się na mnie obraził, tym razem nie mam pojęcia o co chodzi. Nikt z domowników nie wie, a ja się nie dowiem, bo przecież on mi nie powie. Bracia nawet próbowali go o to pytać. Odparł, że nie wie o co im chodzi.

Kiedyś było mi przykro, że nasze stosunki tak wyglądają, ale teraz przyzwyczaiłam się na tyle, że mnie to nie rusza. Niech robi, co chce. Nie kocham go, nie nienawidzę. Żyję w domu z rodzeństwem, mamą, babcią i jakimś człowiekiem, który nic nie mówi.

W poprzednim odcinku m.in. przyjaciel pokazuje swoje drugie ja oraz oziębły mąż

7

Oglądany: 40344x | Komentarzy: 123 | Okejek: 169 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

09.05

08.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało