Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Pierwsza praca, wykorzystywanie chomika i inne anonimowe opowieści

31 750  
206   68  
Dziś przeczytacie m.in. o powrocie z imprezy i udawaniu trzeźwego oraz różnicy między osobą aspołeczną i introwertykiem, będzie też troska o Anioła Stróża i wykorzystywanie chomika.

#1.

Pewnej nocy wróciłem do domu po dość konkretnym piciu. Byłem strasznie spragniony i na moje nieszczęście matka jeszcze nie spała, tylko czytała coś w kuchni. Postanowiłem się spiąć i nie dać po sobie poznać ile wypiłem, chcąc oszczędzić sobie wykładu na temat mojego postępowania.
Widząc, że szukam czegoś, czym mógłbym zaspokoić pragnienie, mama zaproponowała herbatę, gdyż woda dopiero co się zagotowała. Przystałem na jej propozycję i nalałem sobie wody z czajnika, po czym wyjąłem z szafki torebkę od herbaty i zacząłem maczać ją w wodzie. Do tej pory chyba dobrze mi wychodziło udawanie trzeźwego, jednak nagle matka zaczęła mi się strasznie dziwnie przyglądać.

Zacząłem szukać przyczyny i moja mina musiała być bezcenna, gdy zauważyłem, że właśnie przyrządziłem sobie herbatę w talerzu do zupy.

#2.

Jestem introwertyczką, wolę siedzieć w domu i czytać książkę lub zrobić coś innego, co mnie usatysfakcjonuje, niż np. iść do znajomych na domówkę i słuchać rzeczy, które mnie nie interesują bądź też patrzeć się na ludzi, na których nie chcę. No, ale jak już wyjdę, to staram się miło spędzać czas z moim jakże ograniczonym gronem znajomych. A niedawno poznałam pewne dwie osoby. Brata i siostrę, typowi ekstrawertycy, polubili mnie, lecz chcieli się ze mną widzieć CODZIENNIE. Codziennie do mnie pisali, dzwonili, nachodzili mnie. Jak odmówiłam spotkania, to usłyszałam, że powinnam nauczyć się żyć w społeczeństwie, bo jestem aspołeczna. Więc na siłę zaczęli szukać dla mnie pomocy (psycholog, psychiatra etc.).

Ludzie mylą introwertyka z osobą aspołeczną. Ja nie jestem aspołeczna, nie mam nic do towarzystwa innych ludzi. Mało tego, lubię poznawać nowe osoby, jednak w większym gronie bardzo szybko się męczę i wtedy potrzebuję tygodnia odpoczynku, by zgromadzić siły na kolejne spotkania. Nie lubię prac zespołowych, bo mój umysł lubi pracować sam. Nie znaczy to jednak, że nie poradzę sobie z pracą w zespole.
Nie boję się wychodzić z domu, po prostu lubię robić rzeczy, które mnie uszczęśliwiają.
W tym wypadku np. czytanie książki. I nie mam depresji i problemów. Ludzie na siłę chcą pomagać osobom takim jak ja. Mi nie trzeba pomagać, mnie trzeba zrozumieć. Introwertyk zrozumie ekstrawertyka, jednak ekstrawertyk introwertyka już gorzej. Potrzebuję zrozumienia i swobody, to wszystko.


#3.

Kiedy byłam mała i kładłam się spać, zawsze zostawiałam koło siebie miejsce na łóżku, żeby mój Anioł Stróż mógł usiąść, jak się zmęczy :)

#4.

Pochodzę z biednej rodziny. Kiedyś na studiach koledzy spytali mnie, czy pójdę z nimi na piwo. Nie miałem ani grosza i spytałem mamę, czy da mi trochę pieniędzy na piwo. Ona na mnie tylko popatrzyła i od razu wiedziałem, co to oznacza – że nie ma. Zirytowany nic nie mówiąc odwróciłem się na pięcie i poszedłem do kuchni, przeklinając w myślach biedę moich rodziców.

Po pięciu minutach mama przyszła do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy i z banknotem w ręku. Zanim cokolwiek powiedziała, wycedziłem „Już mi się odechciało!”. Momentalnie tego pożałowałem. Na jej twarzy nie było już uśmiechu, tylko wielki smutek. Wiedziałem, że bardzo ją to zabolało. Przeprosiłem ją, ale i tak miałem wyrzuty sumienia. Później tłumaczyłem sobie, że na pewno o tym szybko zapomniała, a ja w przyszłości będę dużo zarabiał i już nie będzie nigdy smutna.

I faktycznie, minęło trochę lat i zarabiam teraz bardzo dobrze, ale mojej mamy już nie ma. Za każdym razem jak wspominam tamten dzień i smutek na twarzy mojej mamy, to aż mnie skręca w środku.

#5.

Jako młoda osoba próbuję różnych prac. Najczęściej jest to praca biurowa lub praktyki. Denerwuje mnie, że często osoby pracujące tam od lat, które zaczynały tak samo od zera, zamiast podejść z wyrozumiałością do nowego młodego pracownika, to zarzucają najbardziej zawiłymi sprawami do wykonania, dają rzeczy najtrudniejsze. Wiadomo, że nigdy w życiu nie miało się z czymś takim styczności, a mimo to weź i zrób, jak nawet nie wiadomo od czego zacząć. Nie wiesz czegoś? Zapytasz się o coś, np. współpracownika lub szefa, i mają pretensje, wywracając oczami i robiąc miny – to skąd ja to mam, kurna, wiedzieć bez żadnych instrukcji na początku, gdy nigdy nie robiło się danej rzeczy? Gnoją najtrudniejszą pracą, udowadniając, że to oni mają wiedzę, a nie my. Zrobisz coś nie do końca poprawnie – od razu pogardliwe śmiechy lub złość. Zdarzało się, że utrudniali pracę do wykonania, bo niech zobaczy młody, jak to jest i jaką robotę robimy, mimo że takie coś nigdy w danej pracy raczej się nie zdarzy. Była też pewna zadana robota biurowa, w której ktoś wymieszał kilkanaście załączników, wszystkie strony z kilku dokumentów wymieszane jak się tylko da i jeszcze te same dokumenty były powielone kilka razy, stron chyba z 200. Jakby się nie dało po ludzku, bez sztucznie wytworzonego stresu i presji. Pewność siebie siada, a pozytywne nastawienie spada do zera, pojawia się za to brak motywacji i chęci do pracy, zmęczenie. Potem się dziwić, że młodzi popadają w nerwice i inne takie oraz mają lęk przed pracą, jak ktoś zazna takich doświadczeń.


#6.

Jak byłem mały, to zawsze ściągałem kołowrotek mojemu chomikowi, bo myślałem, że mama wykorzystuje go jak w kreskówkach, żeby generował prąd.

#7.

Czasem myślę, że przecież nie wolno nienawidzić matki, bo to ona dała tobie życie, nakarmiła, nauczyła pierwszych kroków i słów. Moja też to zrobiła, ale zrobiła też wiele innych rzeczy...

Moje dzieciństwo zanim poszłam do pierwszej klasy przebiegało tak jak u każdego innego normalnego dziecka (wizyty u dziadków, bieganie po dworze itd.). Moja mama w tym czasie poznała pewnego mężczyznę. I wtedy powoli nasze życie zaczęło się zmieniać – urodził się Krzyś. Wówczas byłam jeszcze za mała na opiekę nad dzieckiem, ale już wtedy poznałam co to kara i pas. No OK, niesforne dziecko, no rozumiem... Gdy byłam w 3 klasie podstawówki, urodził się Karolek. Wtedy moje dzieciństwo umarło. Mój czas po szkole wyglądał mniej więcej tak: zrobienie lekcji (obiady jadałam w szkole) i opiekunka wychodziła, w tym czasie zajmowałam się Karolkiem – przebranie pieluchy, nakarmienie i zabawa. I tak w kółko. Kiedy w końcu Karolek był większy, do moich obowiązków doszło kąpanie. A największym powodem dlaczego nie mogę wyjść na dwór było to, że kto się zajmie dzieckiem. Czyli dziecko w wózek i mogłam wyjść. Domyślcie się, jaki to był ból dla 10-letniej dziewczynki, że nie może się pobawić z koleżankami... Zbicie jakiejkolwiek rzeczy w domu skutkowało jednym wielkim krzykiem i karą, jakbym co najmniej pieniądze ukradła. W 4 klasie podstawówki doszedł obowiązek mycia naczyń, zostawienie brudnego kubka rano skutkowało również karą. Pamiętam też, jak moja mama sprawdzała mi lekcje – nie odbywało się to codziennie, a tylko wtedy, kiedy miała baaardzo zły humor. Zawsze była jakaś kara, np. musiałam przepisywać zeszyt od polskiego, bo był zapisany raz czarnym, raz niebieskim długopisem. I było tego o wiele, wiele więcej.

Zabrała mi dzieciństwo i mam do niej o to ogromny żal.
5

Oglądany: 31750x | Komentarzy: 68 | Okejek: 206 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

10.05

09.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało