W dzisiejszym odcinku:
- Auchan w Rosji aktywnie wspiera żołnierzy na froncie
- Aktor Antoni Królikowski zatrzymany za jazdę pod wpływem narkotyków
- Celebryci skrytykowani za udawanie bezdomnych
- Aquapark w Tychach w trakcie ewakuacji basenu rozliczał gości za bilety
- Polska streamerka w trakcie jazdy samochodem i prowadzenia transmisji live potrąciła psa
Wszyscy dobrze wiemy, że grupa Mulliez, do której należą m.in.
sklepy Auchan czy Leroy Merlin, nie poszła za przykładem wszystkich szanujących
się firm z zachodu i nie wycofała się z Rosji po agresji Putina na Ukrainę. Okazuje
się jednak, że kontynuacja działalności na wschodzie to nie wszystko, bowiem
jak wynika z najnowszych ustaleń, Auchan nie tylko nadal prężnie działa na
terenie Rosji, ale również aktywnie
uczestniczy w działaniach zbrojnych na Ukrainie – a przynajmniej wspiera tę „specjalną
operację wojskową”, jak tylko może.
Śledztwo dziennikarzy z redakcji The Insider, Le Monde і
Bellingcat ujawniło, że na terenie marketów Auchan w Rosji prowadzono specjalne
„zbiórki humanitarne”, w trakcie których gromadzono takie dobra, jak papierosy,
męskie skarpetki czy zapalniczki. O dziwo, wśród towarów nie było śladu po produktach
dla kobiet czy dla dzieci.
Dziennikarze dotarli od listu wysłanego do pracowników, w
którym pisano o zbiórce. Towary miały następnie trafić do jednego z
supermarketów, a później zostać wysłane dalej. Wszystkie z nich pochodziły z
magazynów sklepów Auchan.
Oficjalnie towary zostały zamówione przez 10 różnych firm.
Nieoficjalnie trafiły one jednak do żołnierzy walczących na froncie. Oczywiście
nie tych po stronie ukraińskiej, a po stronie rosyjskiej.
Jakby tego było mało, to dodatkowo ustalono, iż Auchan
aktywnie wspiera rosyjską sprawę poprzez choćby pomoc w mobilizacji mężczyzn. Sieć
sklepów ochoczo wysyła wszelkie niezbędne dokumenty dotyczące pracujących u
nich potencjalnych poborowych, aby komisja miała ułatwione zadanie.
Francuska dyrekcja firmy uparcie twierdzi, że w żadną
politykę się nie bawi i nie ma z tym nic wspólnego, podczas gdy strona rosyjska
nie zabiera głosu w sprawie. Minister spraw zagranicznych Ukrainy zapowiedział,
że
rozmówi się w tej sprawie ze swoją odpowiedniczką z Francji.
W sobotnie popołudnie na warszawskiej Woli policja
zatrzymała podejrzanie zachowującego się kierowcę. Okazał się nim znany aktor
Antoni Królikowski. Mężczyzna został przebadany alkomatem, który wykazał, że
kierowca był całkowicie trzeźwy. Jednak testy na obecność narkotyków wykazały już
co innego.
Okazało się, że aktor był po spożyciu marihuany. W związku z
tym sprawa trafiła do sądu, a policja tymczasowo zatrzymała prawo jazdy Królikowskiego.
Nie muszę dodawać, że cała ta sytuacja wyjątkowo nie spodobała się samemu
zainteresowanemu.
Królikowski odniósł się do zajścia, publikując na swoim
Instagramie
następującą wiadomość:
Do zatrzymania doszło około 16:00 przy ul. Karolkowej 16,
zaraz po tym jak wyjechałem ze swojego mieszkania do Asi, aby spotkać się z
synkiem.
Funkcjonariusze z uwagi na otrzymane zgłoszenie, że o tej
godzinie i w tym miejscu pojawię się rzekomo pod wpływem nielegalnych substancji,
czkali na mnie w okolicy miejsca zamieszkania. Zostałem zatrzymany do kontroli,
alko-test wykazał, że jestem trzeźwy, jednak narko-test wykrył THC, którym
wspomagam swoje leczenie i którego używałem poprzedniego wieczoru.
Aktor w dalszej części przekonuje, iż w przypadku regularnego
stosowania nawet małych dawek środka ten utrzymuje się w organizmie i testy
robione „na szybko” wykazują, jakby ktoś cały czas był pod wpływem substancji. Z
tego też względu poprosił o przeprowadzenie badań krwi (które są w tej kwestii
o wiele bardziej wiarygodne) i oczekuje na wyniki.
Internauci oczywiście nie uwierzyli aktorowi i wielu z nich
zarzuciło mu lekkomyślność. Uważają, że nieistotne, w jakim celu stosowana była
marihuana, pod żadnym pozorem po spożyciu nie należy wsiadać za kierownicę. No
i tutaj mają rację. Pytanie tylko, czy wersja podana przez samego Królikowskiego
jest prawdziwa.
Celebrytka Sandra Kubicka i jej chłopak Aleksander
Milwiw-Baron dopuścili się w ostatnim czasie czegoś, czego jednak nie powinno
się robić, a tym bardziej robić to i chwalić się tym przed swoimi odbiorcami.
Para zamieściła w relacji na Instagramie filmy i zdjęcia, na których Baron
udaje bezdomnego z podpisami „Żaneta i żul”.
Pada również wiele innych komentarzy ze strony gwiazd:
Poka pazy. Patrzcie, jak się wczuł w rolę – komentuje zachowanie
swojego wybranka Kubicka.
Baron z kolei bełkotliwym głosem prosi o drobne, z czego
rodzi się ankieta stworzona przez celebrytów z pytaniem „czy pomóc żulowi”.
Jedna z odpowiedzi to „nie, bo i tak kupi piwo”.
Nie muszę chyba dodawać, że para została za całą akcję
dosłownie zmieszana z błotem. Internauci wytknęli im nie tylko nazywanie
bezdomnego „żulem”, ale również inne komentarze, które padały z ust celebrytów.
Wisienką na torcie była ankieta i jedna z obecnych w niej odpowiedzi.
Do dość kuriozalnej sytuacji doszło kilka dni temu w
Tychach, a konkretnie na terenie tamtejszego Aquaparku przy ulicy Sikorskiego.
Około godziny 20 na terenie obiektu uruchomił się alarm przeciwpożarowy. Przerażeni
klienci natychmiast grzecznie udali się w stronę wyjścia, jednak szybkie
wydostanie się z budynku nie było im pisane. Obsługa musiała bowiem… sprawdzić
ich „zegarki”, czyli innymi słowy mówiąc, skasować ich za bilety.
Na miejscu dość szybko zjawili się strażacy z okolicznych
jednostek. Kontrola wykazała, iż alarm spowodowany był nie faktycznym pożarem,
a jedynie awarią systemu. Nie zmienia to jednak faktu, iż obsługa na samym
początku nie była tego świadoma, a mimo to rozliczenie gości było ważniejsze
niż ich bezpieczeństwo, zdrowie, a być może nawet życie.
https://thumbs.gfycat.com/OddballLightheartedCanar...
Trochę światła na całą sprawę rzuca relacja jednego z
użytkowników forum
Wykop,
który był w tamtym czasie w Parku Wodnym:
Około godziny 20:15 na basenie zaczęły wyć syreny. Przez
pierwsze 4-5 minut nikt nic nie wiedział, żaden z ratowników nie wiedział co
się dzieje. [...] Po chwili ratownik nakazał wszystkim wyjść z basenu, a po
protestach ludzi, że nie będą marznąć nakazał z powrotem wejść do budynku i
kierować się do szatni. [...] Nas natomiast skierowano do bocznego wyjścia
ewakuacyjnego, gdzie w samych kąpielówkach znaleźliśmy się na zewnątrz budynku
przy 6 stopniach! Na szczęście po chwili dostaliśmy koc termiczny i pantofle.
Kilkaset osób stało w kolejce i czekało, aż dwie babeczki na
kasach rozliczą kilkaset zegarków. Przypominam, że cały czas wyły syreny, na
zewnątrz było kilka wozów strażackich, ogólnie panowała bardzo napięta
atmosfera. Dobrze, że jeden z gości wykazał się rozwagą i w pewnym momencie
wyłamał plombę na drzwiach ewakuacyjnych przy schodach i ludzie zaczęli
wychodzić.
Wyłamana plomba nie przyniosła wiele korzyści, bowiem
obsługa szybko zablokowała drzwi i nakazała klientom kierować się w stronę kas
celem uiszczenia opłaty za skorzystanie z obiektu.
Do całej sprawy odniósł się również sam
Park Wodny w Tychach:
W sobotę 18 lutego 2023 r. około godziny 20:12 włączyła się
czujka ppoż. w pomieszczeniu technicznym (niedostępnym dla klientów) strefy
surfingu. Pracownicy obiektu natychmiast rozpoczęli procedurę ewakuacyjną i
prowadzili ją do momentu przybycia straży pożarnej o godzinie 20:21.
Po przybyciu na miejsce straży pożarnej, po kilku minutach -
o 20:30 - dowódca akcji z ramienia straży pożarnej nie stwierdził zagrożenia,
nie widział powodu do kontynuowania ewakuacji i zezwolił, by klienci oczekujący
na zewnątrz wrócili do holu obiektu. Obiekt uznano za bezpieczny, a alarm
zaliczono jako fałszywy. Przez cały czas trwania akcji ewakuacyjnej wszystkie
drogi oraz wyjścia ewakuacyjne były drożne, otwarte i to nimi odbywał się ruch.
Po odwołaniu akcji ewakuacyjnej część naszych gości
zdecydowała się na opuszczenie obiektu, a ze względów bezpieczeństwa nasi
pracownicy prosili o transpondery (opaski), które są dla nas informacją ilu
gości znajduje się wciąż w obiekcie. Nie było już wtedy jednak żadnego
zagrożenia, o czym pracownicy informowali przez komunikaty głosowe i na żywo, a
strażacy kończyli swoje czynności.
Podkreślamy, że nie było żadnego zagrożenia dla klientów i
pracowników. Dowodzący akcją ze strony straży pożarnej nie wydał dyspozycji do
pełnej ewakuacji, a dowódca akcji ze strony straży pożarnej akcję ewakuacyjną
zaliczył do udanych. Nikt z klientów ani pracowników nie ucierpiał. Nasz obiekt
od lat przechodzi rygorystyczne procedury ppoż., a bezpieczeństwo naszych gości
jest dla nas priorytetem.
Naszych gości przepraszamy za trudności i niedogodności
spowodowane włączeniem się alarmu i akcją ewakuacyjną. Podkreślamy, że wszyscy
nasi klienci i pracownicy przez cały czas trwania akcji byli bezpieczni.
Natychmiast zleciliśmy dodatkową weryfikację systemu ppoż., by nie dochodziło w
przyszłości do takich sytuacji. Klienci, którzy nie wykorzystali swoich biletów
mogą zwracać się do nas o rekompensatę za niewykorzystany czas, a podstawą do
niej będzie paragon.
Widzicie… czyli nie chodziło o żadne pieniądze za bilety, a
jedynie trzeba było skontrolować, czy przypadkiem ktoś nie został w środku.
Użytkownicy Facebooka chyba nie łyknęli tego oczywistego kitu, dlatego też
obsługa wyłączyła możliwość komentowania posta.
Polska streamerka, znana pod pseudonimem Sidneuke,
prowadziła sobie ostatnio transmisję na żywo… prowadząc samochód. Nie trzeba
chyba dodawać, że zwykle nie jest to najlepszy pomysł, choć dziesiątki (jeśli
nie setki) celebrytów z samej tylko Polski robi podobnie. Dzisiaj jednak skupimy
się na naszej gwieździe.
Sidneuke w pewnym momencie zwróciła nawet uwagę, że po
okolicy biega strasznie dużo psów i skomentowała to słowami, że pewnie jakaś
suczka ma cieczkę. Po chwili zerka na telefon i w tym samym momencie słychać
uderzenie i skowyt potrąconego zwierzęcia.
Kobieta na początku panikuje i wysiada, aby sprawdzić, co się
stało z psem. Zwierzę cały czas piszczy. Po chwili sytuacja się uspokaja i
Sidneuke kontynuuje jazdę. Jednak dopiero teraz pojawia się najlepsza część.
Streamerka zamiast w jakikolwiek sposób przyznać się do
błędu, zapłakać nad losem zwierzęcia, być zła na siebie, że postąpiła w ten
sposób i zauważyć swoją winę, ona… zaczyna szukać winnych gdzie indziej i
szybko ich znajduje.
Okazuje się, że winni całego zamieszania są właściciele
psów, którzy nie dopilnowali, żeby utrzymać swoje zwierzęta na własnej posesji
pod opieką. W pewnym sensie ma tutaj rację, jednak wina przede wszystkim leży
po jej stronie, czego ona po prostu nie chce dostrzec.
Na streamerkę natychmiast wylała się fala (w dużym stopniu
słusznej) krytyki. Co chyba nie powinno nikogo dziwić. Wiele osobowości
medialnych nagłośniło całą sprawę i skrytykowało zachowanie Sidneuke.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą