Różnie go zwą. Czasem
jednak wołają go Rogatym, Lucyferem, Kają Godek, Belzebubem lub
Samaëlem. Jest podły, okrutny i wyjątkowo odpychający. Podobno
rządzi piekielnym królestwem, gdzie w kotłach ze smołą gotuje
tych, którzy przesadnie nagrzeszyli. Mimo że nikt, kto go
zobaczył, nie był w stanie wrócić do świata żywych, diabeł
zazwyczaj przedstawiany jest jako czerwony brzydal z koźlimi
kopytkami i efektownymi rogami sterczącymi mu z głowy. Czemu akurat
w ten sposób ludzie wyobrażają sobie Władcę Ciemności?
Piekło. Wypełnione wrzaskiem potępionych dusz, miejsce ich
wiecznej kaźni, ledwo wspomniane zostało w Nowym Testamencie, znacznie jednak częściej
jednak jego barwnymi opisami straszono z kościelnych ambon. Nic tak
przecież nie działa na człowieka jak drastyczny opis tortur, które
to czekać go będą, gdy ten zerżnie żonę bliźniego swego lub
odmówi kupienia odpustu. Szatan tymczasem, czyli rzekomy szef
piekielnego biznesu, według starotestamentowej tradycji,
miał być
aniołem, który otrzymał od Boga wolną wolę. Posiadłszy taki
dar, ta duchowa istota uznała, że nie po drodze jej z boską
filozofią i zbuntowała się przeciw swojemu stwórcy. Diabeł,
według chrześcijańskiej teologii, miał poznać Boga lepiej niż
ktokolwiek inny, a sprzeciwiając się mu, pociągnął za sobą
również i inne anioły, tworząc tym samym ugrupowanie opozycyjne
wobec „partii rządzącej”.
Według Johna Miltona, autora „Raju utraconego”, Szatan miał być najpiękniejszym z aniołów
Przez setki lat
wyobrażenia diabelskiego wyglądu były diametralnie różne od
tego, który na myśl przychodzi nam dzisiaj. W żadnym akapicie
Pisma Świętego nie znajdziemy opisu tej postaci. A wąż z raju? –
zapytacie. Cóż, według wielu teologów trudno go jednoznacznie
utożsamiać z diabłem, bo koncepcja Szatana jako rywala Stwórcy
powstała długo po napisaniu Księgi Rodzaju.
Fragmenty dotyczące
upadku Lucyfera pojawiają się dopiero w Księgach Izajasza i
Ezekiela.
Za najstarszy
graficzny obraz tej postaci uważa się mozaikę z powstałej w VI
wieku Bazyliki Sant’Apollinare Nuovo w Rawennie. Widzimy na niej
gładziutko ogolonego, wyraźnie znudzonego Jezusa, biorącego udział w Sądzie
Ostatecznym. Selekcja dusz zbawionych od potępionych jest tu
przedstawiona w sposób bardzo metaforyczny – Chrystus oddziela
bowiem „dobre” owce od „złych” kozłów.
Synowi Bożemu
towarzyszą dwa anioły – jak można domyślić się, jeden z nich
reprezentuje dobro, a drugi zło. Tym trzymającym stronę kozłów
jest postać nie tylko ładna i dostojna, ale i odziana w błękitne
szaty! Jak się okazuje – dopiero kilka wieków później czerwień,
która dotąd utożsamiana była z Boskim Królestwem, stanie się
symbolem piekielnych ogni.
We wczesnym
średniowieczu Szatan, wzorem innych utrwalonych w chrześcijańskiej
ikonografii aniołów, przyjmuje postać ludzką i posiada piękne
skrzydła. Gdzieś w okolicach XII wieku artyści zaczęli jednak
mocniej zaznaczać zło reprezentowane przez tę postać i coraz
częściej otrzymywał on pozbawione mięciutkich piór,
żylaste
skrzydła nietoperza. W XIV wieku wizerunek ten został dodatkowo scementowany w
„Boskiej Komedii” przez Dantego Alighieri, który przedstawił Złego nie tylko jako postać obdarzoną wielkimi, skórzanymi
skrzydłami, ale i trzema paskudnymi, pełnymi obrzydliwych zębów,
twarzami. Według niektórych pisarz mógł się wzorować na
babilońskich opisów demona zwanego Lilith.
Przez długi czas to właśnie te nietoperze elementy wizerunku oraz ostre zęby były w średniowieczu znakiem rozpoznawczym Władcy Ciemności.
Tymczasem na przedstawiającym
Sąd Ostateczny, powstałym w 1431 roku, malunku autorstwa Fra
Angelico, Szatan to czarny stwór ze szpiczastymi uszami, małymi rogami
oraz wielką paszczą pełną ostrych kłów, którymi bezlitośnie
rozrywa grzeszników.
Cechy nietoperza
widać też u Szatana w poliptyku „Maestà” Duccia di Buoninsegna.
Skąd więc ta czerwona skóra? Skąd rogi i kopyta? W Apokalipsie św.
Jana pojawia się Bestia. To antychryst zwodzący ludzi i odciągający
ich od Boga. Mimo że w żadnym akapicie nie pada wzmianka łącząca tę kreaturę z piekielnym despotą, to przyjęło się, że ową Bestią jest sam Belzebub.
„Potem ujrzałem
inną Bestię, wychodzącą z ziemi: miała dwa rogi podobne do rogów
Baranka, a mówiła jak
Smok”.
Czy ten opis skłonił
średniowiecznych artystów do uzbrojenia szatańskiego łba w
efektowne poroże? Bardzo możliwe. Tym bardziej, że w innym
fragmencie tej ewangelii dowiadujemy się, że utożsamiana z Diabłem przez
niektórych teologów postać jest czerwona i posiada
ogon.
Niektórzy badacze
średniowiecznej ikonografii twierdzą, że na wizerunek rogatego
złodupca o nogach przypominających koźle racice miały duży wpływ
nordyckie mity. Znacznie sensowniej brzmi jednak inna teoria.
Średniowiecze, jak by nie patrzeć, stoi na klasycznych podwalinach. Tłumaczenia dawnej
literatury i odradzanie się pewnych prądów w kulturze
średniowiecza sprawiło, że chętnie zaczęto sięgać po elementy
z rzymskiej mitologii. Pan, czyli pół człowiek, pół koza był
złośliwym, skłonnym do figli i bezwstydnego spełniania zbereźnych żądz bogiem, którego
cielesne apetyty sprawiały, że wzorowym, wstrzemięźliwym
chrześcijanom mógł się on kojarzyć z upersonifikowaniem
wszystkiego tego, co Bogu niemiłe.
Jego kozie kopyta i poroże stały
się wręcz metaforą diabelskich cech, które łatwo zostały
zaadoptowane przez średniowiecznych artystów.
Ten sam mechanizm
mógł odpowiadać za oręż, który to często z diabłem jest
utożsamiany. Mowa oczywiście o trójzębie – broni, którą
władał Posejdon i z którą to zawsze był przedstawiany.
Wspomniałem też o
kolorze, który z czasem stał się kolejną cechą szatańskiej
stylówy. Smok w Apokalipsie św. Jana jest czerwony, ale podobną
barwę miała też
Gehenna (γέεννα-gehenna, géenna) –
miejsce, o którym parę razy wspominał Jezus, a które to w
większości wydań Pisma Świętego tłumaczone jest po prostu jako
„piekło”. W rzeczywistości Gehenna naprawdę istniała – była
to położona na obrzeżach Jerozolimy, okryta mroczną sławą,
dolina. To tam król Judy Achaz miał złożyć w ofierze bogu
śmierci Molochowi (co ciekawe – zazwyczaj przedstawianemu jako bykogłowy stwór z
pięknymi rogami!) własnego syna.
Dolina ta dla Żydów stała się
symbolem kultu bałwochwalczych, wrogich człowiekowi, bóstw. W
Gehennie próżno było szukać jakichś mieszkalnych zabudowań.
Było to wielkie wysypisko śmieci, a także miejsce, gdzie palono zwłoki przestępców, morderców i osób, którym jakichś
przyczyn odmówiono „cywilizowanego” pogrzebu. Płomienie nigdy
tam nigdy nie gasły i każdy, kto chciałby zwizualizować sobie
wygląd piekła, mógł się tam udać i popatrzeć na trupy pożerane
przez otoczone czerwoną łuną ogniska.
Zaskakujące jest
to, że za ostateczny wygląd Złego Pana odpowiada przemysł filmowy. To
właśnie animatorzy bajek dla dzieci zebrali do kupy najbardziej
charakterystyczne elementy diabelskiego wizerunku i… założyli
Rogatemu na tyłek rajtuzy (co miało być ukłonem w stronę
średniowiecznego teatru, gdzie aktorzy, na potrzeby scenicznej
charakteryzacji, musieli wciskać się w obcisłe kostiumy). Twórcy
kreskówek uczłowieczyli Lucyfera, tworząc z sadystycznego władcy
piekielnych kotłów całkiem zabawnego, cholerycznego cwaniaka,
który szepcze nam do ucha głupie rady.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą