Im częściej i chętniej zapewniają, że pokazują prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, tym mniej zwykle można im wierzyć. Programy typu reality TV są tego najlepszym przykładem.
#1. Wynagrodzenie – rzecz dyskusyjna
Choć można by sądzić, że za każdą pracę należy się wynagrodzenie, w przypadku reality TV bywa z tym różnie i wiele zależy od konkretnego programu, podejścia stacji telewizyjnej (bądź zewnętrznej firmy realizującej program). Nie brakuje też osób, które w ogóle nie zastanawiają się nad honorarium – bo najważniejsza jest dla nich możliwość pokazania się na ekranie.
Kiedy już jednak producenci decydują się zapłacić występującym, potrafią wykazać się hojnością. Za przykład niech posłuży Gorączka złota, reality show o górnikach pracujących w kopalniach na Alasce. Program oglądać można na kanale Discovery. Jeden z jego głównych bohaterów, Todd Hoffman, otrzymuje aż 25 tys. dolarów za odcinek, nawet 400 tys. za sezon… a jego rolę w „dokumencie” trudno uznać za szczególnie wymagającą.
Remont pomieszczenia w kilka dni, odbudowa będącego w zgliszczach domu w kilka dni, a niewielkie drobiazgi – jak pełnofunkcjonalny zestaw mebli ogrodowych – w zaledwie kwadrans. Jeśli są jakieś rzeczy, w które można wierzyć w reality TV, to z pewnością nie zalicza się do nich czas akcji. Tutaj w absolutnej większości programów nie zgadza się absolutnie nic, a opowieści spod znaku „musimy się pospieszyć, za dziesięć minut wraca właściciel mieszkania” można śmiało włożyć pomiędzy bajki – np. te opowiadane o 19.30.
Nie zgadza się zarówno czas, jak i jakość, a nawet technika wykonywanych prac. Gdyby ktoś chciał samodzielnie wykonać remont w domu, ostatnim miejscem, w którym powinien szukać podpowiedzi jest telewizja.
#3. Na ratunek restauracjom, hotelom i innym przybytkom – rzecz dowcipna
Są takie miejsca – zarówno restauracje czy hotele – które faktycznie wskutek emisji zrealizowanego na ich temat programu potrafią dźwignąć się na nogi. Najczęściej oznacza to jednak, że wcale nie były w takim kryzysie, jak się im wydawało (a już zwłaszcza jak to w programie przedstawiono). Jeśli problem jest poważny, wynika z wieloletnich zaniedbań, nie pomoże ani kilka dni rzucania talerzami, ani popularne nazwisko firmujące rewolucję. I nie chodzi tu bynajmniej wyłącznie o polskie programy.
Oszacowano, że po Kuchennych koszmarach Gordona Ramsaya, tak czy inaczej, upada dwie trzecie ratowanych restauracji, z czego w przypadku 30% z nich dzieje się to już w przeciągu roku. W przypadku innych programów statystyki mogą się różnić – ale nie warto wierzyć w cuda.
Jeszcze jedną z rzeczy, w związku z którymi w reality TV nie ma sensu doszukiwać się ani krzty realizmu, są przedstawiane „rozmowy telefoniczne”. W jednym ujęciu przemawia prowadzący program, w drugim – np. bohaterowie wysłani na wypoczynek do nadmorskiego hotelu. Oczywiście, nie ma to tak naprawdę większego znaczenia, ale skoro jest to element, który tego rodzaju programy regularnie akcentują, warto wiedzieć, że z rzeczywistością i prawdziwą rozmową nie ma on nic wspólnego.
Czasem bohaterowie tylko odczytują zapisane wcześniej kwestie, czasem sceny, które trafiają do programu, sklejane są z kilku różnych rozmów… i tym samym między pytaniem a odpowiedzią upłynąć może z powodzeniem wiele godzin czy nawet dni.
#5. Im większa lebiega, tym lepiej – rzecz prawdziwa
Nie ma większego znaczenia, czego dotyczy dany program lub jakich konkretnie umiejętności wymaga. Im mniej potrafią uczestnicy, tym lepiej. Choć logiczne wydawałoby się, że lepiej stawiać na osoby z doświadczeniem, zarówno w określonych dziedzinach, jak i przed kamerami, bo to ułatwiłoby produkcję, tak naprawdę chodzi o coś zupełnie innego. I z tego powodu właśnie zatrudnia się powszechnie kompletnych amatorów.
Zdecydowanie zwiększa to szanse, że narobią bałaganu, problemów, że dojdzie do kłótni, różnic zdań i oczekiwań, a także wszelkich innych konfliktów, które generują oglądalność. I to tłumaczy między innymi, dlaczego niektóre osoby, które w życiu nie powinny występować publicznie, trafiają do pasm o wysokiej oglądalności.
#6. Z długiej taśmy mały film – rzecz nieunikniona
Jeśli jeden odcinek programu ma dwadzieścia minut, może pół godziny, w takim razie w ciągu dnia można by nakręcić dobre kilkanaście, a w zaledwie tydzień zamknąć dwa lub trzy sezony… Tylko że oczywiście to zupełnie tak nie wygląda. Nikt – nawet najbardziej pozytywny i zabawny bohater – nie tryska humorem przez cały czas. Niezależnie od tego, jak bardzo by się starać, nie da się być non stop w interesujących sytuacjach. Te zresztą zdarzają się stosunkowo rzadko (i choćby z tego powodu wielokrotnie są inscenizowane).
Wszystko to sprowadza się do tego, że do wyprodukowania zaledwie jednego, krótkiego odcinka potrzeba zazwyczaj setek godzin materiału z różnych kamer śledzących bohaterów w rozmaitych miejscach i sytuacjach. Dopiero na tej podstawie można zabrać się za rzeźbienie czegoś, co będzie miało szansę trafić na ekran.
Kontekst potrafi zmienić wszystko… i jest to oczywiste nie tylko w przypadku reality TV, ale wszelkich programów, wiadomości. Nawet w przypadku zwykłej rozmowy pomiędzy dwojgiem ludzi, kiedy oderwane od całości zdanie może oznaczać coś zupełnie odmiennego od intencji jego autora. I z tego właśnie producenci reality TV korzystają ze szczególną mocą.
My, siedząc przed telewizorami, zastanawiamy się np. jak ktoś mógł powiedzieć coś tak głupiego, a w rzeczywistości montażyści postanowili wyciąć, co ważne, pozostawiając jedynie to i owo, by ośmieszyć uczestnika. To wredne zagranie, ale bardzo powszechnie stosowane. Co więcej, uczestnicy telewizyjnych „dokumentów” często podpisują umowę, w której wyrażają zgodę na bycie pokazanym w dowolnym świetle, nawet fałszywym. Czego jednak nie robi się, by zaistnieć przed kamerami…
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą