Nikt nie zgotuje człowiekowi piekła gorszego niż drugi człowiek.
Można by pomyśleć, że czasy powszechnego niewolnictwa mamy już dawno za sobą. Niestety nie jest to prawdą. Co gorsza, obecna sytuacja jest gorsza niż kiedykolwiek wcześniej. Badacze oszacowali, że od XV do XIX wieku pojmano i sprzedano do niewoli około 13 milionów ludzi. Obecnie liczba tzw. nowoczesnych niewolników przekracza 40 milionów. 71% z nich to kobiety, 25% dzieci. Dla 25 milionów niewolników oznacza to przymusową pracę, dla niemal 5 milionów – różne formy wykorzystywania seksualnego. W przypadku tego ostatniego ponad 70% przypadków ma miejsce w Azji i w regionie Pacyfiku, ale myliłby się ktoś, kto sądziłby, że współczesne niewolnictwo to domena wyłącznie "krajów rozwijających się" (przed erą politycznej poprawności nazywanych
trzecim światem).
Przymusowa praca oraz inne formy współczesnego niewolnictwa kojarzą się przede wszystkim z krajami najbiedniejszymi – nie bez przyczyny, ale też nie na wyłączność. Według
Global Slavery Index, w największym stopniu problem występuje w Korei Północnej. Dotyka niemal 105 osób na 1000. Porównywalnie wysoki wynik uzyskała jedynie Erytrea – 93 osoby na 1000. W trzecim na liście Burundi jest to już "tylko" 40. Dla porównania Polska znalazła się na 100. pozycji – problem współczesnego niewolnictwa dotyka w naszym kraju 3,4 osoby na 1000 mieszkańców. Przekłada się to na sumaryczną liczbę 128 tys. przypadków. Warto zauważyć, że wysoko w rankingu znajduje się chociażby uwielbiania przez turystów Tajlandia (23. miejsce), Grecja (27.) czy Chorwacja (54.).
Nikt normalny prawdopodobnie nigdy o tym nie myślał, ale zastanówmy się przez moment, gdzie potencjalnie można by udać się w celu
zakupu niewolnika. Zakazane dzielnice, ciemne zaułki, zapomniane przez władze meliny... takie wyobrażenie narzuca się samo. Jest przy tym całkowicie błędne – bo jak wynika z raportów, aukcje niewolników odbywają się w miejscach publicznych, nawet na – wydawałoby się – szczególnie kontrolowanych pod względem bezpieczeństwa lotniskach. Już w 2006 roku
Crown Prosecution Service informowała o aukcji, której uczestnicy – handlarze ludźmi – rozsiedli się wygodnie przed kawiarnią w hali przylotów lotniska Gatwick. Kolejne tego typu aukcje miały miejsce na Heathrow, Stansted i innych lotniskach.
Przeważająca liczba współczesnych niewolników sprzedawana jest do pracy – w ogóle nieopłacanej lub w lepszym przypadku opłacanej tylko symbolicznie. Ale handel ludźmi to również w ogromnej mierze usługi seksualne oraz – w mniejszym stopniu – sposób na pozyskanie organów do przeszczepu. Okazuje się, że handlarze i ich klienci mają określone preferencje, co wyraźnie widać na przykładzie tego, dokąd w Wielkiej Brytanii trafiają sprzedawane dzieci. Azjaci – głównie z Chin, Wietnamu czy Malezji – lądują najczęściej w fabrykach i restauracjach. Dzieci pochodzenia afrykańskiego kończą najczęściej jako służba, pomoc domowa – jak za czasów kolonializmu. Wreszcie dzieci ze wschodniej Europy wysyłane są zwykle na ulicę, by żebrać lub kraść.
Jeśli można mówić o jakichkolwiek
trendach w handlu ludźmi, to jeden z nich w ostatnich latach zaznacza się szczególnie wyraźnie. To handel kobietami w ciąży, a konkretnie ich nienarodzonymi jeszcze dziećmi. Te na tygodnie czy miesiące przed porodem sprzedawane są na czarnym rynku. I niech żaden głupek nie opowiada, że to świetny interes, bo rodzice mogą zainkasować 20 tys. dolarów i problem z głowy. W prawdziwym świecie zysk ze sprzedaży dziecka dzielony jest pomiędzy przemytników, lekarzy, prawników, pograniczników i jeszcze inne zaangażowane osoby. Dopiero na samym końcu tego łańcucha znajduje się matka – która najczęściej dostaje i tak mniej niż jej obiecano, ze względu na rzekomo nieprzewidziane koszty podróży czy fałszywych dokumentów. Ile ostatecznie trafia do matki? Zaledwie kilkaset dolarów.
Współczesny handel ludźmi nie jest bynajmniej tak odległy, jak chciałoby się sądzić. Wystarczy wspomnieć przykłady Polaków zwabianych do pracy na zachodzie – w Niemczech, Holandii czy innych krajach. Obiecywane stawki rzędu kilkudziesięciu euro za godzinę kuszą – dla zdecydowanej większości z nas to perspektywa kilkukrotnej, jeśli nawet nie większej podwyżki. Ale obietnice bardzo często nie znajdują pokrycia w rzeczywistości. Na miejscu okazuje się, że płaca jest zdecydowanie niższa, a warunki bytowe obok humanitarnych nawet nie stały. Sięgnijmy jednak nieco dalej – w 2004 roku miała miejsca największa wykryta tego typu transakcja w nowoczesnej historii USA.
Global Horizons Manpower, Inc., "agencja zajmująca się pośrednictwem w zatrudnieniu", kupiła 400 imigrantów z Tajlandii, których – pozbawiwszy paszportów – wysłała do pracy na farmach na Hawajach. Dopiero po sześciu latach sprawa wyszła na jaw i nielegalnie przetrzymywanych pracowników uwolniono.
Mówiąc o współczesnym niewolnictwie, nie można nie wspomnieć o wykorzystaniu kobiet, często jeszcze dzieci, do świadczenia usług seksualnych. Szacuje się, że każdego roku nawet 7 tysięcy dziewcząt w wieku od 9 lat trafia do domów publicznych w Indiach czy na Sri Lance. Pod tym względem Tajlandia i Brazylia są jeszcze gorsze. Jeden ze skazanych handlarzy wyznał, że "kobietę można kupić za 10 tys. dolarów i jeśli jest młoda i ładna, całą kwotę da się odzyskać w tydzień. Potem już tylko czerpać zysk". Można też z zyskiem ją odsprzedać – bo ta złamana psychicznie i przyzwyczajona do pracy jest dla handlarzy warta więcej niż ta, którą trzeba dopiero uformować (bo "przeszkolić" to złe słowo w tym wypadku). Śledztwo przeprowadzone w 2003 roku w Holandii wykazało między innymi, że pojedyncza niewolnica seksualna jest w stanie przynieść swojemu oprawcy średnio 250 tys. euro zarobku rocznie.
Na dzisiaj tyle – ale to ledwie skrawek wierzchołka góry lodowej, jakim jest problem współczesnego handlu ludźmi. Problem, o którym mówi się zdecydowanie zbyt mało, by skutecznie z nim walczyć. Dlatego postaram się do tego tematu – w nieco innej, mniej skrótowej formie – w niedługim czasie jeszcze powrócić.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą