Geniusz tkwi w prostocie – bo jak inaczej wytłumaczyć światowy fenomen placka przykrytego kilkoma praktycznie dowolnymi składnikami?
#1. Najdroższa pizza w historii
Część swojej popularności pizza zawdzięcza raczej niskiej cenie, która gwarantuje jej dostępność dla każdego. Tym większe zdziwienie może budzić kwota, jaką zapłacono za najdroższą pizzę w historii. Była to równowartość ponad… 720 milionów złotych! Jak to w ogóle możliwe? Wystarczy tylko nieco ponaginać fakty – chodzi bowiem o pierwszą transakcję w dziejach wykonaną za pomocą kryptowaluty bitcoin. Było to w maju 2010 roku, kiedy wartość bitcoinów była marginalna. Od tego czasu jednak kurs wzrósł wielokrotnie i dzisiaj – przy 1 BTC wycenianym na 72,3 tys. zł – zapłacone za dwie pizze 10 tys. bitcoinów to wręcz niewyobrażalna fortuna, solidne 10 sasinów.
Nawdychanie się substancji z pogranicza tego, co legalne, a co nie, powoduje różne skutki uboczne, a jednym z nich jest tzw. gastrofaza. Na tę ostatnią – tak mówią znajomi! – najlepsza jest pizza. Tylko pizzę trzeba jeszcze zamówić, odczekać na jej dowiezienie, a jeść chce się już. Na szczęście istnieje rozwiązanie. Gdzie? W Kambodży. Między innymi w Phnom Phen zamówić można „szczęśliwą pizzę”, „bardzo szczęśliwą pizzę” i „wybitnie szczęśliwą pizzę”. Czym się różnią? Skalą doprawienia marihuaną, która jako narkotyk jest w Kambodży zakazana, natomiast w pełni legalnie można używać jej jako przyprawy. Co też właśnie się czyni, niejako przy tym rozwiązując żywotny problem gastrofazy.
Nawet tradycyjna pizza wypiekana w specjalnym piecu czy domowym piekarniku nie zalicza się raczej do dań dietetycznych, co więc powiedzieć o pizzy smażonej w głębokim tłuszczu? Istnieją jej dwie wersje. Pierwsza – „łagodna” – powstała we Włoszech, gdzie najpierw smaży się samo ciasto, a dopiero później, po wyjęciu, nakłada dodatki. Pizza fritta smakuje inaczej od tradycyjnie pieczonej, ale ma swoich zwolenników. Druga – wersja hard – to wynalazek popularny w Szkocji. Tam w wielu lokalach – zwłaszcza w punktach wydających dania na wynos – gotową pizzę do upieczenia, ze wszystkimi dodatkami, zamiast wsadzać do piekarnika zanurza się w głębokim tłuszczu i smaży do chrupkości. Jakby tego było mało, można śmiało zamówić sobie pizza supper, czyli ociekającą olejem pizzę w zestawie z… frytkami.
W Polsce, gdzie pizzeria znajduje się niemal na każdym rogu, zamówienie pizzy z dowozem nie stanowi najmniejszego problemu. Na Alasce jest z tym o wiele trudniej. Dlatego pojawiły się… dostawy samolotowe. Jedna z pizzerii dostarcza drogą lotniczą nawet 150 placków tygodniowo. Opłaca się i klientom, i sprzedawcy – bo zamówienia rzadko kiedy opiewają na mniej niż 10 sztuk jednocześnie (zamrożone pizze trzeba upiec sobie samodzielnie, to jedyna opcja w sytuacji, w której cała dostawa może zająć nawet 2-3 dni). Oczywiście transport odbywa się przy okazji normalnych lotów, nie jest tak, że aby otrzymać pracę dostawcy, należy wylegitymować się licencją pilota.
— Dzień dobry, chciałbym zamówić 19 razy dużą pizzę i 67 puszek napojów. — Dokąd dostawa? — Do Szpitala Psychiatrycznego Southwood. — Do szpitala psychiatrycznego? — Dokładnie. Jestem agentem FBI. — Jest pan agentem FBI? — Zgadza się, jak prawie wszyscy tutaj. — I jest pan w szpitalu psychiatrycznym? — Tak. I proszę nie wchodzić frontowymi drzwiami. Zablokowaliśmy je. Trzeba obejść budynek i skorzystać z wejścia dla obsługi.
Rozmowa, której początek przytoczyłem powyżej, mogłaby posłużyć za gotowy materiał na skecz kabaretowy, gdyby nie to, że wydarzyła się naprawdę – w 1993 roku, co potwierdziła sama agencja. 60 agentów FBI zostało oddelegowanych do przeprowadzenia śledztwa na terenie szpitala Southwood, a kiedy zgłodnieli, dowódca postanowił wesprzeć zespół pizzą z pobliskiego lokalu. Szczerość niestety nie popłaciła i kilkanaście zdań później pracownik pizzerii rzucił „nie wydaje mi się!” i się rozłączył. Ostatecznie jednak agenci zjedli pizze – tylko musieli wysłać po nie delegację do restauracji. Niestety nie wiadomo, jaką minę miał pracownik, kiedy zorientował się, że telefon wbrew pozorom wcale nie był żartem.
Okazuje się, że łatwiej można zamówić pizzę na Międzynarodową Stację Kosmiczną niż do szpitala psychiatrycznego. Cóż, takie czasy. W 2001 roku w ramach akcji promocyjnej życie astronautom na ISS postanowiła umilić sieć lokali Pizza Hut. Złośliwi twierdzą, że była to kolejna odsłona kosmicznego wyścigu, tym razem jednak przy bardzo ścisłej współpracy Amerykanów i Rosjan. Amerykanie przygotowali pizzę, ale to Rosjanie ją dostarczyli – za co zainkasowali zresztą okrągły milion dolarów. Sama NASA również nie odpuszcza – w amerykańskiej agencji trwają prace nad drukarkami 3D, które mogłyby „drukować” pizzę dla astronautów (jak również inne posiłki, gdyby pizza z jakiegoś powodu akurat się znudziła).
Obietnica błyskawicznej dostawy to rzecz, która bardzo przemawia do wygłodniałych klientów – zdają sobie z tego sprawę przedstawiciele wszystkich restauracji oferujących posiłki z dowozem. Również Domino’s Pizza. Ci ostatni nieco się jednak, ekhm, zapędzili. Do 1993 roku oferowali pizzę z dowozem w 30 minut lub mniej – a jeśli dostawca się spóźnił, klient płacić nie musiał, co odbijało się na zarobkach dostawcy. Powodowało to łatwe do przewidzenia sytuacje, w których kierowcy pędzili co sił w pojazdach, byle tylko dotrzeć na czas, i prowadziło do wypadków, w tym przynajmniej do jednego ze skutkiem śmiertelnym. Wówczas ktoś poszedł po rozum do głowy i doszedł do wniosku, że jednak pizza w pół godziny nie jest warta ludzkiego życia. Choć niektórzy mogą twierdzić inaczej – jak hackerzy z UGNazi, którzy w 2012 roku zablokowali stronę Papa John’s za to, że ich zamówienie opóźniło się o dwie godziny.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą