Piekielne autentyki XXVIII
Kosciarz
·
25 stycznia 2015
74 713
276
26
Poczta. Chcę kupić znaczek na kartkę, którą zamierzałam wysłać do Chin. - Poproszę znaczek ekonomiczny, do Azji.
- Dokąd?
- Do Azji.
- Ale dokąd?
- (dla świętego spokoju) Do Chin.
(stuk, stuk w klawiaturkę)
- Ale, proszę pani, ja tutaj nie mam Chin! Ja nie wiem, jaki mam pani dać znaczek.
- Proszę dać mi po prostu znaczek do Azji!
- Nie mam Chin w Azji!
Upieram się, że z tego co pamiętam, dziś rano jeszcze były. Proszę panią o ponowne sprawdzenie, a sama ukradkiem z ciekawości zaglądam w monitor. Oczom nie wierzę.
On jest taki głupi czy tylko udaje? To pytanie, które często zadaje sobie wielu z nas na widok "ulubionych" znajomych, współpracowników czy przypadkowo spotkanych osób. Ale odpowiedź wcale nie jest oczywista. Okazuje się bowiem, że istnieje zaskakująco dużo korzyści z udawania idioty...
Nikt nie pyta cię o zdanie – to oczywiste. W końcu nikt nawet nie podejrzewa cię o posiadanie tego zbędnego luksusu przynależnego ludziom o inteligencji wyższej niż skwarka. Nie musisz już wypowiadać się na tematy o których nie masz zielonego pojęcia ani na te, na które pojęcie masz co najwyżej blade. Co jeszcze ważniejsze, nie musisz już wygłaszać swoich sądów na zebraniach ani – co najgorsze ze wszystkiego – ich uzasadniać.
Jako wydziałowemu idiocie, wolno ci po prostu nie wiedzieć. I nikt nie robi z tego problemu, bo przecież niczego innego się nie spodziewał, a zapytał… co najwyżej dla formalności. Oczywiście zdarzają się wyjątki, kiedy mimo swego pozornego debilizmu powinieneś znać odpowiedź. Wówczas… możesz na przykład udawać, że nie zrozumiałeś pytania.
Nie stanowisz dla nikogo zagrożenia. Możesz po prostu robić swoje i iść do domu, bez obawy, że ktoś właśnie perfidnie podkłada ci świnię. Nie podkłada, bo nie ma ku temu żadnego powodu. Współpracownicy nie obawiają się, że zgarniesz ich premię. Szef nie widzi w tobie potencjalnego następcy, więc nie obawia się o własną pozycję. Żyjesz jak pączek w maśle. Co prawda jak skretyniały, umysłowo upośledzony pączek, ale… któremu pączkowi robiłoby to różnicę.
Dodatkowe zadania przypadają wszystkim innym, tylko nie tobie. Wszyscy wiedzą, że robisz maksimum tego, na co cię stać, więc na wszelki wypadek wolą nie ryzykować poważnego uszkodzenia twojego i tak już mocno nadwerężonego pracą mózgu. Owszem, premii nie wypracujesz, ale przecież czas wolny jest bezcenny – a tylko w czasie wolnym możesz wykazywać się swoją prawdziwą inteligencją. To miła odmiana od biurowej rzeczywistości.
Istnieje coś takiego jak "głupota funkcjonalna" – a szwedzcy naukowcy dowodzą, że jest ona również korzystna. Wszystko dlatego, że – nazwijmy to – niewyróżniający się inteligencją pracownicy rzadziej kwestionują polecenia przełożonych i mniej czasu poświęcają na ciągłe analizy. Dzięki temu pracują szybciej i wydajniej.
Idioci mają więcej czasu – a wynika to po części ze wszystkiego co powyżej. Nie podejmują decyzji, nikomu nie doradzają, nie muszą pomagać, wyszukiwać odpowiedzi, analizować. Nie muszą myśleć za innych (wszak myślenie za samych siebie bywa dla nich zbyt dużym wyzwaniem), nie muszą nikomu przewodzić ani brać na siebie ciężaru pracy grupowej. Nawet szef prędzej zniży się do samego dołu służbowej hierarchii niż pozwoli idiocie odpowiadać za działanie firmy, kiedy mądrzejsi z jakiegoś powodu nie będą dostępni. Bezpieczeństwo nade wszystko!
Współpracownicy rozmawiają z tobą bez ogródek. Wiedzą, że jesteś zbyt głupi, by wykorzystać cokolwiek przeciwko nim. A przynajmniej tak im się wydaje… O wielu plotkach możesz dowiedzieć się pierwszy (jeśli cię interesują), bo i tak mało kto będzie spodziewał się, że dasz radę je zapamiętać, a co dopiero przekazać komuś dalej.
Udając głupka, w rzeczywistości nawet się rozwijasz. To paradoks, ale faktem jest, że osobom inteligentnym udawanie idiotów wcale nie przychodzi łatwo (choć wydawałoby się, że w drugą stronę zadanie to powinno być jeszcze trudniejsze). Musisz cały czas powstrzymywać się przed ujawnieniem swoich prawdziwych możliwości, zatem twój mózg cały czas pracuje na wysokich obrotach. W końcu dekonspiracja mogłaby być tragiczna w skutkach.
Rżnąc głupa, nabierasz też wyczucia – a przynajmniej powinieneś. W końcu każda zabawa jest dobra dopóty, dopóki nie przekroczy się delikatnej granicy, zza której nie ma już powrotu. Niestety każdy przełożony ma skończony limit wytrzymałości i jeśli zdarzy ci się przegiąć za mocno, możesz pożegnać się z pracą. Ale balansowanie na linii to doprawdy rozwijające i emocjonujące zajęcie.
Głupota i lenistwo razem wzięte – ach jaka miła kumulacja! Mimo że mógłbyś spodziewać się pierwszeństwa w kolejce do zwolnienia, istnieje szansa, że staniesz się najlepszym pracownikiem, jakiego szef może sobie wyobrazić. Głupota sprawi, że będziesz szukał najprostszych rozwiązań. Będziesz upraszczał zamiast komplikować, każdy bez trudu połapie się w twojej pracy i nikogo nie wpędzisz w kompleksy.
Dodane do tego lenistwo sprawi, że wszystkie zadania będziesz wykonywał minimalną dozą fizycznego wysiłku – a to wymagało będzie nie lada sprawności i użytkowej pomysłowości. Jedno z drugim, lenistwo i głupota muszą przełożyć się na sukcesy. No chyba że za bardzo wczujesz się w rolę – wtedy z efektów nici.
Źródła: 1,
2,
3,
4,
5,
6
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą