Pamiętacie ostatni skandal związany z orzechami włoskimi, co to z Chin do nas dotarły? Orzech okazał się iście cygańskim gruzem owiniętym w kawałek papieru i umieszczonym wewnątrz orzechowej łupinki.I tak nie było najgorzej - wszakże potencjalny konsument bez trudu odróżni kawałek murarskiej zaprawy od pożywnego orzeszka. Gorzej jest, gdy produkt tak doskonale wizualnie imituje jedzenie, że nie spodziewając się niczego złego pałaszujemy go sobie, a następnie lądujemy w szpitalu na płukaniu żołądka.
Ryż to jeden z najbardziej rozpoznawalnych produktów eksportowych naszych chińskich braci. Chińczycy słyną też z niezwykłej kreatywności i przerażającego upodobania do podrabiania wszystkiego co się da. Łącząc te fakty nietrudno domyślić się, że opiszemy tu skandal związany z podrobionym ryżem. Parę lat temu na jaw wyszło, że niektóre firmy zajmujące się dystrybucją tego produktu, w zaciszu fabrycznych hal tworzą imitację ryżu na bazie dwóch
odmian ziemniaków i przemysłowego plastiku. Niedługo potem Stowarzyszenie Chińskich Restauracji opublikowało oficjalną informację –
zjedzenie trzech miseczek takiego ryżu jest porównywalne z wszamaniem jednej plastikowej reklamówki. A to podobno wcale nie jest zdrowe...
Nudle to te śmieszne kluseczki, którymi zażerają się Azjaci. Pewną ich odmianą jest makaron na bazie słodkich, fioletowych ziemniaczków. Podczas kontroli w jednej z chińskich fabryk doszukano się całkiem innych ciekawych składników produkowanych tam nudli. Bazą klusek była kukurydza. Jednak nie to było najgorsze. Po dokładniejszym przyjrzeniu się kukurydzianej masie na jaw wyszło, że w rzeczywistości jest to... stosowana w produkcji świec i jako zagęstnik smarów samochodowych parafina. Niedługo potem rozwikłano też tajemnicę imitującego oryginalny kolor makaronu barwnika -
był to tusz na co dzień wykorzystywany w drukarniach przemysłowych.
Najwyraźniej chińskie kury są wyjątkowo mało produktywne, a ich jajka są drogie, niesmaczne i wyjątkowo małe. Musi przecież być jakiś powód, dla którego jakiemuś azjatyckiemu Panoramiksowi opłaca się tworzyć mieszankę z kwasu alginowego, potasu, żelatyny, chlorku wapnia i wody wzbogaconej o syntetyczny barwnik. Kiedy masa zostanie już przygotowana, wymieszana i uformowana, umieszcza się ją w podrabianych skorupkach. Finalny produkt jest wręcz identyczny ze swym oryginalnym odpowiednikiem, tylko ponoć smakuje jakoś tak nie za bardzo. No i nie zawiera w sobie żadnych właściwości odżywczych. Co więcej -
okazuje się, że po dłuższym przyjmowaniu pseudo-jaj pojawiają się skutki uboczne - zaniki pamięci, a nawet i całkiem konkretna demencja.
Idziesz sobie na rynek i kupujesz parę deko zielonego groszku. Nieco później, podczas gotowania go, zauważasz, że nad garnkiem unosi się trudny do zidentyfikowania smród, groszek wcale nie mięknie, natomiast woda staje się zielona w sposób wybitnie oczojebny. Taki problem pojawił się w kuchniach wielu Chińczyków, więc sprawą zajęli się żywieniowi inspektorzy. Oto co wyszło na jaw - groszek był w rzeczywistości ziarenkami najtańszej soi moczonej w kadziach z jasnozielonym barwnikiem i solą nieorganiczną służącą za utrwalacz.
Tylko soi szkoda... Zabieg znany i praktykowany na całym świecie - aby podnieść wagę mięsa, a co za tym idzie - zwiększyć dochód z jego sprzedaży, w padlinkę pompuje się spore ilości wody. Gorzej jak woda, którą do tego się wykorzystuje, zawiera fluorescencyjne, występujące w morzu bakterie. Sporo klientów chińskich restauracji ze zdumieniem obserwowało mieniącą się "avatarowym", błękitnym blaskiem, wieprzowinkę na ich talerzach. Inspektorzy po zbadaniu świecącego ścierwa przyznali, że faktycznie - w mięsie tym występuje wspomniana bakteria, ale nie jest ona trująca i jeśli zostanie ono dobrze ugotowane, to nie powinno nic złego się stać z żołądkami gości restauracji.
Raczej.
Czosnek jest jednym z najczęściej przemycanych na teren UE produktów pochodzenia chińskiego. Z łatwością można go nabyć na rynkach, bazarach, a nawet w niektórych supermarketach. Od polskiego odpowiednika różni się wielkością, kolorem i smakiem... którego azjatycki czosnek praktycznie nie ma. Różni się też ceną - jest on przynajmniej o połowę tańszy od naszego. Czosnek "Made in China" trudno nazwać podróbką - technicznie rzecz biorąc można go, od biedy, zjeść (podobnie jak mięsko z punktu powyżej). Trwogę jednak budzi fakt, że zajadanie się takim genetycznie modyfikowanym i do granic możliwości nafaszerowanym antybiotykami i chemią produktem spożywczym prowadzi do poważnych konsekwencji zdrowotnych -
wywołuje całą gamę grzybic, alergii oraz podrażnia układ oddechowy.
A teraz, na koniec, przedstawiamy zupełnie inny, niegastronomiczny, przeznaczony do przyjmowania doustnego produkt z Chin. Na rosyjskim czarnym rynku pojawiły się tanie tabletki aborcyjne o zachęcająco brzmiącej nazwie
"Bejbi kaput!". Po produkt ten sięgnęły głównie głupie kobiety, które z założenia nie powinny się rozmnażać. W efekcie zażycia magicznej tabletki (jej skład jest tajemnicą producenta) faktycznie dochodzi do poronienia... ale także i w wielu przypadkach i do bolesnej śmierci samej "pacjentki", która zamiast na wizytę w klinice zdecydowała się na aborcję metodą chałupniczą.
Źródła: 1,
2,
3,
4,
5,
6
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą