Czy to wujek, czy ciocia, czy starsi koledzy. Wszyscy mówią takie dziwne, niezrozumiałe dla dzieciaczka słowa. I jeszcze przez te słowa Św. Mikołaj nie chce dawać prezentów...
Było to na początku naszego stulecia, kiedy to miałem 11, może 12 lat. Dzień jakże wzniosły, rodzinna wigilia, na której to kuzynka (dużo starsza) oświadcza, że wyjdzie za mąż. Chwila niesamowicie wzniosła, wszyscy się radują, a ja nie za bardzo przywiązywałem do tego wagę. Po kilku wypowiedzianych przeze mnie zdaniach typu " czy mogę opowiedzieć dowcip?" moja babcia w końcu mi pozwoliła, więc zacząłem:
Mówi ojciec do Jasia:
- Słuchaj, Jasiu, nadszedł ten czas, że musimy porozmawiać jak mężczyźni. Jak to się stało, że twoja koleżanka, nasza sąsiadka Małgosia, zaszła w ciążę?
- Tato, ale to wina jej ojca!
- Jak to jej ojca? On mi właśnie powiedział, że to ty Małgosię teenn...
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą